Podobno prawie całe
nasze życie składa się z nawyków, a nasz mózg naturalnie szuka rutyny, żeby
bezpiecznie przeprowadzić nas przez codzienność. Tę świadomość można
wykorzystać na dwa sposoby. Po pierwsze, można zapobiec swojemu niewolnictwu w
przypadku złych nawyków. Z drugiej strony, można oczywiście wprowadzić
do swojego życia nowe, dobre nawyki, które niepostrzeżenie poprawią jego
jakość.
W tym wpisie
ujawnia się moja słabość do tematyki tzw. „rozwoju osobistego”, a do napisania
go zainspirował mnie bezpośrednio artykuł na blogu Michała Pasterskiego.
Pomysł celowego
wyrabiania nawyku na początku wydawał mi się dziwny. Brzmi to raczej sztywno
i mało zachęcająco. Naturalnie pojawia się pytanie – czy nawet te „dobre
nawyki” nie zrobią ze mnie niewolnika? Chyba to niemożliwe, żeby zastąpić całe
swoje życie rutyną, prawda? To byłoby straszne…
Temat dojrzewał we
mnie przez jakiś czas, aż sięgnęłam do niego ponownie i przekonałam siebie, że
warto spróbować.
Wprowadzenie
dobrych nawyków ma pomóc w uporządkowaniu codzienności i tak naprawdę w dbaniu
o siebie. Chodzi o automatyczne wykonywanie drobnych czynności, które ułatwią
nam życie, bez wielkich przemyśleń.
Przecież nie
zastanawiam się codziennie nad tym, czy zjem śniadanie – to mój dobry nawyk, po
prostu nigdy nie wychodzę z domu z pustym żołądkiem i nie kosztuje mnie to ani sekundy
jakichkolwiek rozterek.
To samo można zrobić z innymi czynnościami, które są dla nas korzystne, a
jednak nie są nawykiem.
Podobno do wyrobienia nawyku potrzeba około 30 dni codziennego wykonywania zaplanowanej czynności. Potem, by utrzymać siłę przyzwyczajenia, nie trzeba już k o n i e c z n i e powtarzać czegoś każdego dnia, jednak zgodnie z założeniem wybrana akcja powinna stać się automatyczna, naturalna i bezproblemowa.
Aby przejść od słów
do czynu, wybrałam kilka prostych czynności, które chciałabym wykonywać, o których jednak
często zapominam. Mam silne postanowienie pracować nad nimi przez
najbliższy czas i sprawdzić, czy artykuły samorozwojowe są
coś warte.
Pobudka o tej samej
godzinie
To może nie jest
najprostszy nawyk. Szczerze mówiąc, będzie dla mnie wielkim wyzwaniem. Wierzę
jednak, że wstawanie o ustalonej porze (i chodzenie spać mniej więcej w tych
samych godzinach, w zależności od zmęczenia) pomoże mi ustabilizować plan dnia i
pracę mojego organizmu tak, żeby dokładnie wiedział, kiedy musi być aktywny, a
kiedy ma czas na odpoczynek.
W związku z
nadchodzącym rokiem akademickim (już prawie tu jest!) celuję w dość wczesną
godzinę, która pozwoli na regularny tryb życia, bez względu na to, czy mam
zajęcia od 800 czy od 1300. Więcej nie mówię, żeby nie
zapeszyć!
Szklanka wody po
obudzeniu
To z kolei jest
bardzo prosta sprawa, o której w pośpiechu bardzo łatwo zapomnieć. No chyba, że
jest się akurat po jakiejś imprezie – wtedy nie ma szans, organizm sam daje wyraźne
znaki, że chce mu się pić.
Konkretnie,
szklanka wody z cytryną wlana w trzewia po obudzeniu ma pomóc w rozbudzeniu
się, nawodnieniu organizmu po nocy i oczyszczeniu go. Zawsze to też te 250 ml
do przodu w objętości płynów, które powinno się przyjąć jednego dnia. Jednym
słowem, samo zdrowie. Brzmi fajnie!
Kremowanie ciała po
kąpieli
Następna śmiesznie
prosta czynność, która regularnie mi umyka. Sumienne używanie balsamu po
kąpieli odbywa się u mnie zazwyczaj w szalonych zrywach, które niestety kończą
się po kilku dniach. Tak się składa niestety, że woda, szczególnie w dużych
miastach, potrafi bardzo wysuszać skórę (łokcie i kolana jak u jaszczurki –
kojarzycie?), dlatego oficjalnie postanawiam sprawić, żeby używanie balsamu
było dla mnie tak naturalne jak mycie zębów.
30 minut czytania
przed snem
To trochę
poważniejszy temat. W czasie, kiedy uginamy się pod górą obowiązków,
rezygnujemy z pewnych czynności, które na dłuższą metę zapewniają nam dobre samopoczucie, np. z czytania książek dla przyjemności (nie mam na myśli
wszelkich lektur ze szkoły czy uczelni). O ile czasem skupienie się tylko na
pracy jest uzasadnione (sesja, egzaminy, etc.), o tyle z pewnością taki
stan nie może utrzymywać się zbyt długo. A już na pewno ja, starając się jakoś przygotować mentalnie do roku akademickiego, nie mogę
z góry założyć, że nie będę miała czasu na żadne przyjemności. Wręcz
przeciwnie, powinnam dbać o swój odpoczynek, bo to on pozwoli mi nie oszaleć od natłoku nauki.
W ramach organizowania sobie małych przyjemności, chciałabym poświęcać codziennie 20-30 minut przed snem na czytanie beletrystyki, czegokolwiek dla przyjemności (nie na komputerze!). Ciekawa jestem, czy uda mi się to zrealizować przy piętrzących się stosach tematów z anatomii i histologii do przerobienia, jednak warto spróbować. Takie wyciszenie i oderwanie od studiów może być dobrym sposobem na zachowanie higieny psychicznej ;)
Planowanie tygodnia
w niedzielę wieczorem
Chciałabym również
przyzwyczaić się do planowania tygodnia w moim organizerze w niedzielę
wieczorem. Nie wcześniej i nie później.
Dzięki temu będę w stanie przeanalizować, ile czasu w danym tygodniu poświęcę na zajęcia, ile mniej więcej na naukę, kiedy muszę zrobić zakupy, żeby nie umrzeć z głodu, etc. Spisując to wszystko, wyrzucasz w jednym momencie z głowy sporo rzeczy, o których powinieneś pamiętać i jakoś je rozplanować, bo wiesz, że w odpowiednim momencie po prostu natkniesz się na notatkę w planerze. Przydatna sprawa, polecam.
Ciekawa jestem, co
wyjdzie z moich postanowień i czy faktycznie, jak obiecują różni coachowie i
psychologowie, po około 30 dniach nie będę musiała już zastanawiać się, czy na
pewno mogę poświęcić chwilę na czytanie przed snem albo po prostu nie pójdę spać bez
użycia balsamu.
Najbliższy rok akademicki, poświęcę przede wszystkim na ostrą naukę, więc nie spodziewam się, żeby mój tryb życia był zbyt szalony. Fajnie byłoby wykorzystać ten czas, na małe udoskonalenia codzienności, bo mogą one bardzo pomóc normalnie funkcjonować przy napiętym grafiku.
jak to sie dzieje ze na insta masz tyle komentarzy a tutaj nic! bede pierwsza :D jak juz wspomniałam moj plan jest na tyle beznadziejny ze 4 razy w tygodniu koncze 18-20 ,dobrze ze w piatek do 12 i weekend ( kochany sum) i jeszcze krążę miedzy Zabrze-Katowice-Bytom nie mając samochodu ze sobą ... I przerwy np.1,5 czy dwie godziny w których nie wiadomo co ze sobą zrobic.juz bym wolała zeby zajecia a potem zaraz kolejne. To czytanie ksiazek,próbowałam ale tylko mnie rozpraszało. Próbowałam tez chodzic na siłownie ale wytrzymałam tylko miesiąc pomimo ze super sie po tym czułam :( zrob tak zeby piatek po zajęciach miec czas dla siebie ,inaczej przeciez mozna zwariować, ja wtedy włączałam jakis film i robiłam sobie małe spa i plany na cały tydzien , ewentualnie robiłam prezentacje na ..Hmm...sa przedmioty i "przedmioty" hah:D najgorzej było zima ,wstajesz -noc, wracasz z zajec- noc ,mozna nabawić sie depresji. W każdym razie trzymam kciuki i musimy jakos dać rade !!!!;)
OdpowiedzUsuńZ każdym komentarzem dochodzę do wniosku, że mam super plan i mogę się tylko cieszyć ;) Mam nadzieję, że szybko przystosujesz się do tych późnych godzin. Współczuję Ci okienek - czasami się przydają, ale częściej tylko rozwalają dzień, to fakt.
UsuńJa planuję odpoczynek, czas dla siebie w czwartek :) Wtedy będę już po ostatnich ćwiczeniach w tygodniu, bo w piątek tylko wykłady, więc to chyba dobry moment :)
Ja też trzymam za Ciebie kciuki. Na pewno jakoś to ogarniemy i nie zwariujemy :D
Z tego artykułu dowiedziałem się bardzo dużo ciekawych informacji.Te informacje na pewno mi się przydadzą w przyszłości.
OdpowiedzUsuń