28 września 2015

JESIEŃ, NOSTALGIA I PRZEPROWADZKA

Ostatnio zachwycam się nadchodzącą jesienią. Może to dlatego, że wcześniej wstaję i mam okazję przyjrzeć się wilgotnym roślinom i mgle w porannym słońcu. Robi wrażenie. Niewykluczone też, że po prostu dopada mnie coś w stylu nostalgii w związku z dzisiejszą przeprowadzką.
Matko święta, kiedy te wakacje minęły?

Kolejne wytłumaczenie - po prostu staję się coraz bardziej sentymentalna (czyt. naprawdę się starzeję!) – to też możliwe.


Wczoraj sama wyciągnęłam mamę na spacer. Zazwyczaj jest odwrotnie. Miałam wielką ochotę jeszcze się przewietrzyć, jeszcze popatrzeć na las, jeszcze pochodzić po miękkiej, nieutwardzonej ziemi. A i słońce wydawało się obiecujące, więc miałam nadzieję na pstryknięcie jakiś niezłych zdjęć.

Słońce co prawda zaszło, zanim dotarłam w miejsce, skąd chciałam łapać widok, ale powiedzmy, że i tak bilans przedsięwzięcia wyszedł na plus. Już zaczynam żałować, że ostatnio tak mało spacerowałam – mądra po fakcie, jak zwykle.


Kiedy w liceum przeprowadziłam się do Warszawy i zaczęłam spędzać większość tygodnia w wielkim mieście, odkryłam w sobie wielką tęsknotę, o którą wcześniej bym siebie nie podejrzewała. Okazało się, że jednak brakuje mi spokoju i bliskości przyrody, którą miałam przez całe dzieciństwo. Wtedy pierwszy raz tak naprawdę doceniłam urodę miejsca, w którym mieszkam i stwierdziłam, że metropolie są spoko, ale bez wypadów na wieś, na łono natury nie da rady.


Tymczasem dziś, w zasadzie po 3 miesiącach w domu wyprowadzam się do nowego miasta.
Może dlatego, że nie jest to mój pierwszy wyjazd na studia, jakoś niewiele się tym przejmuję. (Niewiele to mało powiedziane - ciągle nie jestem spakowana, a leżę w łóżku i piszę ten post.)
Miasta nie znam zupełnie, osób, z którymi będę mieszkać też. Idę w ciemno, serio.


Wiele osób narzeka na Łódź - że brzydka, że brudna, że straszy. Faktycznie, już od samego wjazdu nie da się nie zauważyć, że różnica między nią i Warszawą jest ogromna. Cóż, inne miasto, inny klimat.

Bardzo chciałabym jednak, żeby Łódź przekonała mnie do siebie. Oznacza to dokładnie, że mam nadzieję, że będę miała w ogóle czas, żeby ją poznać i znaleźć w niej swoje, fajne miejsca, do których będę chciała wracać. W Warszawie mam już takich sporo. Łódź też z pewnością ma wiele do zaoferowania.

Do rozpoczęcia właściwych zajęć mam jeszcze tydzień, więc liczę na to, że właśnie w ciągu najbliższych dni uda mi się trochę zorientować w okolicy i oswoić z wyglądem łódzkiego Collegium Anatomicum (na pewno zrobię Wam zdjęcia - nie wiem, jak z całą Łodzią, ale ten budynek  n a  p e w n o  straszy). Może nawet dotrę do jakiegoś ładnego parku i dalej będę delektować się urokami jesieni?



Trzymam kciuki za swoją przygodę z nowym miastem (to chyba zawsze jest przygoda – odkrywanie wszystkiego na nowo, wsiadanie w zły tramwaj, gubienie się między przystankami). Rozwijającą się we mnie sentymentalność zamykam w ramki zdjęć, które powieszę w nowym pokoju i kumuluję ją, żeby bardziej cieszyć się odwiedzinami w domu i w Warszawie.

Chyba już czas zacząć się pakować, jak myślicie?

Kiedy przeprowadzacie się w związku z nowym rokiem akademickim? Jak odnajdujecie się w nowym mieście, w nowych sytuacjach? Niektórzy czują się, jak ryby w wodzie, a inni przechodzą czasem naprawdę trudny okres adaptacyjny – jak jest u Was?
A może jest tu ktoś z Łodzi i ma jakieś ciekawe miejsca do polecenia?
Na razie poszukuję kin, kawiarni i dobrych chińczyków : )



3 komentarze:

  1. Pamiętaj, że ja dwa lata temu też szłam zupełnie w ciemno, byłam sama jak palec, a potem pokochałam Trójmiasto całym sercem. Poradzisz sobie śpiewająco, wierzymy w Ciebie bardzobardzobardzo i trzymamy kciuki, Niko z 509 ;) <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz w klimacie: "Pamiętaj, kim jesteś" :D
      Ufff, może mi też się w miarę ułoży to życie w Łodzi...

      Usuń
  2. Moim zdaniem komentarzy w tym wątku powinno być o wiele więcej.Wtedy było by naprawdę bardzo dobrze.

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj! Chętnie przeczytam, co masz do powiedzenia.