Ostatnio
zachwycam się nadchodzącą jesienią. Może to dlatego, że wcześniej wstaję i mam
okazję przyjrzeć się wilgotnym roślinom i mgle w porannym słońcu. Robi
wrażenie. Niewykluczone też, że po prostu dopada mnie coś w stylu nostalgii w
związku z dzisiejszą przeprowadzką.
Matko
święta, kiedy te wakacje minęły?
Kolejne wytłumaczenie - po prostu staję się coraz bardziej sentymentalna (czyt. naprawdę się starzeję!) – to też możliwe.
Kolejne wytłumaczenie - po prostu staję się coraz bardziej sentymentalna (czyt. naprawdę się starzeję!) – to też możliwe.
Wczoraj sama
wyciągnęłam mamę na spacer. Zazwyczaj jest odwrotnie.
Miałam wielką ochotę jeszcze się
przewietrzyć, jeszcze popatrzeć na
las, jeszcze pochodzić po miękkiej,
nieutwardzonej ziemi. A i słońce wydawało się obiecujące, więc miałam
nadzieję na pstryknięcie jakiś niezłych zdjęć.
Słońce co prawda
zaszło, zanim dotarłam w miejsce, skąd chciałam łapać widok, ale powiedzmy, że
i tak bilans przedsięwzięcia wyszedł na plus. Już zaczynam żałować, że ostatnio
tak mało spacerowałam – mądra po fakcie, jak zwykle.
Kiedy w liceum
przeprowadziłam się do Warszawy i zaczęłam spędzać większość tygodnia w wielkim
mieście, odkryłam w sobie wielką
tęsknotę, o którą wcześniej bym siebie nie podejrzewała. Okazało się, że
jednak brakuje mi spokoju i bliskości przyrody, którą miałam przez całe
dzieciństwo. Wtedy pierwszy raz tak naprawdę doceniłam urodę miejsca, w którym mieszkam i stwierdziłam, że
metropolie są spoko, ale bez wypadów na wieś, na łono natury nie da rady.
Tymczasem dziś, w zasadzie po 3 miesiącach w domu wyprowadzam się do nowego miasta.
Miasta nie znam zupełnie, osób, z którymi będę mieszkać też. Idę w ciemno, serio.
Wiele osób narzeka na Łódź - że brzydka, że brudna, że straszy. Faktycznie, już od samego wjazdu nie da się nie zauważyć, że różnica między nią i Warszawą jest ogromna. Cóż, inne miasto, inny klimat.
Bardzo chciałabym jednak, żeby Łódź przekonała mnie do siebie. Oznacza to dokładnie, że mam nadzieję, że będę miała w ogóle czas, żeby ją poznać i znaleźć w niej swoje, fajne miejsca, do których będę chciała wracać. W Warszawie mam już takich sporo. Łódź też z pewnością ma wiele do zaoferowania.
Do rozpoczęcia właściwych zajęć mam jeszcze tydzień, więc liczę na to, że właśnie w ciągu najbliższych dni uda mi się trochę zorientować w okolicy i oswoić z wyglądem łódzkiego Collegium Anatomicum (na pewno zrobię Wam zdjęcia - nie wiem, jak z całą Łodzią, ale ten budynek n a p e w n o straszy). Może nawet dotrę do jakiegoś ładnego parku i dalej będę delektować się urokami jesieni?
Trzymam kciuki za swoją przygodę z nowym miastem (to chyba zawsze jest przygoda – odkrywanie wszystkiego na nowo, wsiadanie w zły tramwaj, gubienie się między przystankami). Rozwijającą się we mnie sentymentalność zamykam w ramki zdjęć, które powieszę w nowym pokoju i kumuluję ją, żeby bardziej cieszyć się odwiedzinami w domu i w Warszawie.
Chyba już czas zacząć się pakować, jak myślicie?
Kiedy przeprowadzacie się w związku z nowym rokiem akademickim? Jak odnajdujecie się w nowym mieście, w nowych sytuacjach? Niektórzy czują się, jak ryby w wodzie, a inni przechodzą czasem naprawdę trudny okres adaptacyjny – jak jest u Was?
A może jest tu ktoś z Łodzi i ma jakieś ciekawe miejsca do polecenia?
Na razie poszukuję kin, kawiarni i dobrych chińczyków : )
Pamiętaj, że ja dwa lata temu też szłam zupełnie w ciemno, byłam sama jak palec, a potem pokochałam Trójmiasto całym sercem. Poradzisz sobie śpiewająco, wierzymy w Ciebie bardzobardzobardzo i trzymamy kciuki, Niko z 509 ;) <3
OdpowiedzUsuńKomentarz w klimacie: "Pamiętaj, kim jesteś" :D
UsuńUfff, może mi też się w miarę ułoży to życie w Łodzi...
Moim zdaniem komentarzy w tym wątku powinno być o wiele więcej.Wtedy było by naprawdę bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuń